Walentynkowa PROMOCJA!!!!

Dla wszystkich zakochanych i nie tylko „Walentynkowa promocja”

Tylko teraz 20% taniej, za tygodniowy czarter jachtu w szczycie sezonu.

Zarezerwuj do końca lutego 2018 tygodniowy czarter jednego z naszych jachtów, w terminie między 22.06 2018 a 30.08.2018 i uzyskaj 20% zniżki.

Przeżyj wspaniałe i romantyczne wakacje z najbliższymi Tobie osobami.

W panelu rezerwacyjnym, dokonaj rezerwacji w dogodnym dla Ciebie terminie. Otrzymasz na e-mail potwierdzenie przyjęcia rezerwacji w cenie promocyjnej wraz z kalkulacją końcową i instrukcją postepowania w celu potwierdzenia rezerwacji.

Dzikie plaże, przyjazne mariny, wieczory przy ognisku, promienie słańca i dużo żeglugi pod żaglami.

Wszystko to i jeszcze więcej jest w Twoim zasięgu!!!

Masz pytania zadzwoń +48 601 95 42 90

 

Komfortowe i do tego szybkie.

W miniony weekend postanowiłem sprawdzić „w boju” kolejny z naszych jachtów.

Wystartowaliśmy więc na jachcie TORA w Międzynarodowych Regatach im. Jarka Rąbalskiego w Nowej Pasłęce.

Organizatorzy przeprowadzili 3 wyścigi i w grupie drugiej zajęliśmy 3 miejsce. Dowodzi to że nasze jachty są nie tylko komfortowe i dobrze wyposażone, ale również i szybkie.

Dziękuję mojej załodze  Michałowi, Mariuszowi, Mateuszowi i Piotrkowi za wspaniałą atmosferę i wolę walki.

Dwa z naszych jachtów MAGA i TORA posiadają certyfikaty KWR więc jak ktoś chce spróbować sił w regatach serdecznie zapraszamy.

Z żeglarskim pozdrowieniem Tomasz S.

 

„MOKA” – Kolejny jacht jest w pełni gotowy do waszej dyspozycji!!!

Od dnia 21.07.2017 do Państwa dyspozycji jest kolejny z budowanych jachtów. Jacht „MOKA” (bo onim mowa) jest w pełni gotowa na podbój Zalewu Wiślanego.

W tym miejscu chciałbym złożyć podziękowania dla Pana Ryszarda Doda, właściciela stoczni jachtowej która robiła zabudowę naszych dwóch jachtów „Maga” i „Moka”. Dziękuję też Panu Mariuszowi Rusinowskiemu który dbał o najmniejsze szczegóły. Pomimo wysokich wymagań postawionych im z mojej strony, Ryszard ze swoimi pracownikami spisali się na medal

 

 

 

 

 

 

 

Wasze Opinie

Pani Kaja Tomczak która czarterowała w ostatni weekend nasz jacht „MAGA” wysłała nam wczoraj TAKIEGO mejla.

Warto przeczytać bo jest to opinia obcej (do zeszłego piątku) dla mnie osoby, a więc bardzo obiektywna:

W dniu 2017-05-29 15:59, Kaja Tomczak napisał(a):

Witam,

Dziękuje bardzo za profesjonalny czarter !!!
Czas który spędziliśmy na jachcie będzie niezapomniany 🙂 Jacht dopieszczony – na najwyższym poziomie. Wszystko działało jak należy, warunki w kojach lepsze niż w niejednym hotelu.
 Będę polecała znajomym, myślę że stosunek jakości do ceny jest naprawdę dobry.
 Również miły gest, w postaci szampana i owoców powitalnych – został przez nas doceniony (byliśmy mile zaskoczeni) 🙂
 Pełna kultura, Pan Tomasz naprawdę miły i uprzejmy facet. Do zobaczenia w lipcu, na kolejnym czarterze.
 
Pozdrawiam 
 Kaja Tomczak
Zapraszamy do czarteru w MTS-czarter!!!!

Z Kapsztadu do Gdańska

Nocna wachta na GLOBE.

Chłopaki śpią a ja czuwam żeby było bezpiecznie. Tak to wygląda z pozycji nawigacyjnej. Ten jacht jest naszpikowany elektroniką i w nocy więcej się widzi obserwując przyrządy nawigacyjne, niż wypatrując czegoś w ciemnościach.

Rekord Atlantyku ( z Gran Canaria na Gwadelupę) cz.2

Ochłonęliśmy już troszkę po „tyrce” jaką zafundował nam African Wind. Wrócił dobry humor i delektowaliśmy się żeglugą. Wiatr troszkę przybrał na sile, a prędkości, jakie jacht osiągał przy zejściu z fal przyprawiały o dreszcze. W pewnym momencie Gutek wyszedł na pokład i z zadowoleniem zapytał. „Widzieliście odczyt z logu? U mnie na GPS widziałem 29kn. Jeszcze tak szybko tą łódką nie płynąłem.” (Dodam tylko, że zazwyczaj GPS pokazuje 1-2kn mniej niż log.) Zerknąłem na wyświetlacz i faktycznie prędkość skakała między 22 a 29kn. „Jazda bez trzymanki !!!” – pomyślałem. Ja generalnie przyzwyczajony jestem do prędkości, choćby nawet z faktu posiadania motocykla, ale ktoś przypadkowy mógłby potrzebować pampersa. Szkoda tylko, że kierunek wiatru nie pozwalał jechać prosto do celu i zmuszał do halsowania się z wiatrem. Gutek zaszył się w nawigacyjnej i kombinował z mapami prognozy pogody jak tu choć troszkę przechytrzyć naturę. Mieliśmy ustalone wachty, żeby wszystko było jak trzeba. Nikt jednak nie poszedł spać. Zapadła noc. Księżyc świecił tak mocno, że wszystko na pokładzie było doskonale widoczne. Samoster co jakiś czas szalał, ale po instruktażu co i jak ustawić w razie samoczynnego przełączenia się urządzenia na inne parametry – jakoś jechał. Dobrze, jak przy zmianie parametrów włączył się tylko jeden z wielu alarmów. Gorzej, jak pilot przestawiał się bez najmniejszego piśnięcia, co się zdarzało – im dłużej płynęliśmy, tym częściej. Jeden z nas, będący akurat na wachcie, nieustannie wpatrywał się w odczyt nastawień i bywało tak, że mrugnąłeś oczami, a tam wszystko pozmieniane. Koszmar !!!! Nasze przygody z samosterem, postaram się opisać następnym razem. Siedziałem właśnie na wachcie wpatrzony w wyświetlacz. Było około 01.00 UTC w nocy. Z boku stał Świstak i rozmawialiśmy sobie o „wszystkim i o niczym”. Nagle głuchy dźwięk doszedł do nas gdzieś z dziobu. Świstak zerwał się, odpalił latarkę i usłyszałem „O w mordę, genaker !!!”. Czujność Gutka była niesamowita. Nawet nie wiem kiedy wyskoczył na pokład, złapał za koło sterowe i wyłączył samoster,jednocześnie odpadając do fordziela, żeby wytracić prędkość jachtu. Genaker łopotał jak oszalały.  Świstak podbiegł do masztu, żeby lepiej ocenić co się dzieje. Róg halsowy latał w powietrzu wraz z trzykilogramowym rollerem. Pierwsza diagnoza: „Roler nie wytrzymał”. Wrażenie było takie, jakby ktoś odważnik przywiązał do liny i machał nim nad naszymi głowami w bliżej nieokreślony sposób. Wszystko działo się w niesamowitym tempie. Po minie Gutka widziałem, że kombinuje jak to ustrojstwo ściągnąć bezpiecznie w dół. Ciągle powtarza: „Najpierw myśleć, a nie na hurra”. Na dosłownie kilka sekund genaker zgasł za grotem i niemal się do niego przykleił. Świstak krzyknął: „Złapię go”, na co Gutek odparł: „Dobra tylko uważaj. Melon, pomóż mu.” Skoczyłem do Świstaka, który trzymał już róg halsowy wraz z rollerem i zbierał genakera po liku dolnym. Udało nam się go zebrać całego „w parówkę” i obejmując go jak słup przydrożny ciągnęliśmy w dół z całych sił, żeby nie odpalił, bo wtedy byśmy robili za „icki” na nim. Z racji tego, że jestem troszkę wyższy od Maćka, złapałem wyżej, a on krzyżowo oplótł genakera wraz z moimi rękoma. Nawet jakbym chciał puścić, to nie miałem takiej możliwości. Świstak krzyknął w kierunku kokpitu: „Mamy go! Dawajcie w dół na fale!”. Tu muszę wyjaśnić, że fały na ENERDZE są zabezpieczone zamkiem, który znajduje się w maszcie i żeby wyluzować fał, trzeba go najpierw wybrać na kabestanie, odbezpieczyć zamek i knagę zaciskową (jammer), dopiero wtedy można luzować fał. Cała ta operacja trwała około 20 sekund, ale nam, uwieszonym na zebranym genakerze i podskakującym pod naporem wiatru i kołysania się jachtu, wydawało się to całą wiecznością. W końcu ruszył w dół. Zbieraliśmy go pod siebie i w efekcie jak zszedł cały żagiel w dół, leżeliśmy z Maćkiem na nim „krzyżem” na pokładzie. Świstak otworzył klapę forpiku i zaczynając od głowicy żagla zaczął wyciągać go spode mnie i wciągać do forpiku. Oczywiście cały czas mając na uwadze, żeby nie „odpalił”. Udało się i na szczęście nikt i nic więcej nie ucierpiało (mój palec do dzisiaj jest koloru fioletowego, ale szczerze mówiąc nawet nie wiem kiedy to się stało).

Rekord Atlantyku ( z Gran Canaria na Gwadelupę)

 

Jestem Wam wszystkim winny “relację” z rejsu, ale nie wiem jak to zrobić bo wrażeń i przeżyć było tyle że starczyło by na książkę.Bez wątpienia był to mój rejs życia!!!! Zrobię więc tak. W miarę możliwości czasowych będę opisywał pojedynczo dni lub zdarzenia.

Adrenalina była od początku a mrowienie w brzuchu mam do dziś. Za wyspami kanaryjskimi na AIS pojawił się statek o pięknej nazwie African Wind. Oczywiście byliśmy na kursie kolizyjnym więc Gutek postanowił posterować z ręki żeby przyśpieszyć i przejść mu przed dziobem (autopilot szalał od początku ale to będzie osobna historia). Jak postanowił tak zrobił. Przeszliśmy mu około 3nm przed dziobem z prędkością dochodzącą do 25kn. Po paru godzinach trzeba było zrobić rufę a to oznacza około 30-40min ciężkiej pracy fizycznej. Po zrobieniu rufy, obraniu odpowiedniego kursu i odpowiednim trymie żagli znów mogliśmy się delektować płynięciem z zawrotnymi prędkościami 23-27kn. Na AIS pojawił się ponownie African Wind i ponownie komputer wskazywał kur kolizyjny. Kiedy odległość między nami wynosiła około 5nm Gutek zarządził “Dawajcie radio. Trzeba go wywalać bo może zaspany sternik nas nie widzi i będą kłopoty”. Bartek jako najlepiej władający angielskim (mieszka w USA) bez problemu wywołał statek i poprosił aby ten zwolnił lub zmienił kurs w celu bezpiecznej mijanki. W odpowiedzi usłyszeliśmy że statek zwalnia. Bartek ładnie podziękował oraz życzył bezpiecznej podróży. Po pięciu minutach sprawdziliśmy odczyt AIS i …. nic. Tak jak płynęli tak płyną dalej. Ani nie zmienili kursu ani prędkości. Bartek znów go wywołał przez radio bo może nas nie zrozumiał. w odpowiedzi usłyszeliśmy dwukrotnie “I confirm. I slowdown”. Po dwóch minutach Gutek stwierdził że coś tu jest nie halo!!! Oczywiście zbliżaliśmy się do siebie w zawrotnej prędkości. Padło hasło “zwalamy Genakera” Dodam tylko że płynęliśmy 145 do wiatru. Rufa to jak mówiłem wcześniej minimum 30min a na genakerze wyostrzyć też nie mogliśmy. Rolowanie przez kabestan szło za wolno więc Gutek rzucił hasło “Panowie z ręki go. Nie wiem jak ale szybciej bo jest źle” Z Bartkiem złapaliśmy za linę od rollera i z całych sił ciągnąc zwijaliśmy te 400m żagla. Jednocześnie Gutek darł się “Jeszcze, jeszcze, dacie radę. Szybciej, szybciej!!!!!”. Odległość do ściany jaką był statek wynosiła na moje oko 15-20m. Kiedy zmniejszyła się do 10m a my byliśmy z rolowaniem gdzieś w 2/3 żagla Gutek wrzasnął ” muszę ostrzyć. Trzymajcie się” Bukszpryt miną burtę statku w odległości 5m. Żagle w ogromnym łopocie i stoimy pod wiatr czekając aż bydle przejdzie. A wiało 25w wiatru. Oczywiście posłaliśmy wszyscy wiązankę K… H….. F…. w stronę statku i z wyciągniętymi obiema dłoniami z “palcem” ale myślę że nikt tam nawet się nie wzruszył. Zakołysał nas jego kilwater i odpłynął sobie jakby nigdy nic. Odpadliśmy wracając na kurs. trym żagli i pocisnęliśmy dalej. Ręce spuchnięte od rolowania ale wciąż w jednym kawałku. Od tej pory baczniej obserwowaliśmy jednostki pojawiające się na AIS.

Następna przygoda z “taclajn” i genakerem przyszła szybciej niż się tego można było spodziewać, ale to opowiem następnym razem.